2 lessons

Nadchodzi zima, czas, w którym musimy wyciągnąć z zakątków szaf nasze grube kurtki, odkopać rękawiczki, dokupić nowy szalik, bo z zeszłego ...

Nadchodzi zima, czas, w którym musimy wyciągnąć z zakątków szaf nasze grube kurtki, odkopać rękawiczki, dokupić nowy szalik, bo z zeszłego roku przepadł, rozejrzeć się za cieplejszymi butami. Czas, w którym wstajemy w ciemnościach, idziemy do szkoły, pracy, wracamy i znowu jest ciemno. W takim okresie, aby nie złapała nas chandra i gorsze samopoczucie trzeba zacząć optymistycznie myśleć, zacząć dostrzegać małe, pozytywne rzeczy, które są obecne z nami każdego dnia. Ja ciągle staram się mieć takie podejście i przeżyć ten okres z takim nastawieniem. 





Lekcja 1.
Zanim gdziekolwiek się podpiszesz, przeczytaj warunki 3 razy. Nie wierz nikomu w to co podpisujesz, upewnij się własnym okiem.

Sierpień był dla mnie okresem pomiędzy przeprowadzkami i szukaniem nowego mieszkania. Do kolejnej przeprowadzki zostały 3 tygodnie, w starym miejscu postanowiliśmy odmówić internet, potrzebowaliśmy z kumplem czegoś zastępczego. Skończyło się na przyjściu do domu z małym, poręcznym i wygodnym sprzętem, który kiedyś znalazł się w moim wpisie. 

Umowa polegała na minimum 30 dniach, £22 na miesiąc - 8 GB przenośnego internetu, który po przekroczeniu miał po prostu się wyłączyć... taka przynajmniej była wersja sprzedającego... Vodafone - jedna z najpopularniejszych sieci komórkowych w Anglii nie wydawała się być niczym podejrzanym... Do czasu, kiedy na początku września z mojego konta nie chciało uciec £336. 

Minął miesiąc odkąd podpisałem umowę, poszedłem do tego samego sprzedawcy spytać się o co chodzi w zaistniałej sytuacji i poinformować, że nie potrzebuję tego internetu, chce zerwać umowę. W systemie, po moich danych nie zostałem znaleziony. Dostałem od niego poradę, aby zadzwonić do obsługi klienta. Odstawiłem tę sprawę na bok, usunąłem Vodafone jako firmę mającą dostęp do mojego konta, zająłem się przeprowadzką, zmianą miejsca pracy, początkiem nowej szkoły. 

Przyszedł list o nieuregulowanej opłacie - pierwszy, za 5 dni - kolejny. Zadzwoniłem do Vodafonu i przez 40 minut byłem przekierowywany od jednej osoby, do drugiej. Każda z nich brała moje detale, wysłuchiwała problemu, po czym "nie mogła znaleźć mnie w systemie". Łącznie rozmawiałem z 9cioma osobami, ostatni konsultant powiedział mi, że opłata została naliczona za wykorzystanie ponad 14GB, a każde ponad 250mb kosztowało - £6. Po skończonej rozmowie sprawdziłem stan konta - za połączenie zabrali £20. 

Wziąłem do ręki umowę, przeczytałem ją od deski do deski. Jedyna informacja jaka małym druczkiem była napisana brzmiała - " za korzystanie z usługi mogą zostać naliczone opłaty, cennik proszę sprawdzić na stronie internetowej. " Wściekłem się na całą sytuację, na to, jak zostałem zmanipulowany przez sprzedawcę, na całą firmę, która za 14GB, przez 3 tygodnie domaga się sumy £336 i nic nie da się z tym zrobić, bo... próbowałem. 

Poszedłem do sklepu stacjonarnego 3 razy, zadzwoniłem do biura obsługi klienta, rozmawiałem z oddziałem zajmującym się finansami w tej firmie. Orzekli, że w przeciągu 14 dni mam zapłacić (po doliczonych już odsetkach) £357 bez możliwości spłaty w jakichkolwiek ratach. To było w czwartek - 4 dni temu. 

Próbowałem się dodzwonić do poradni prawniczej kilkanaście razy, niestety bezskutecznie - linia zajęta bez przerwy. Poszedłem tam na pieszo, aby umówić się na spotkanie - odbiłem się od drzwi, Pani siedząca za drzwiami poinformowała mnie przez swego rodzaju "domofon" że umówić na spotkanie można się jedynie telefonicznie - kpina. 

Dzisiaj w szkole otrzymuję smsa z tajemniczego numeru, proszącego aby pilnie zadzwonił i podał swój numer referencyjny, podany w wiadomości. Dzwonię i dowiaduję się, że to firma windykacyjna zajmująca się "pomaganiem" w spłaceniu długów. W tym samym dniu, w którym rozmawiałem z biurem finansowym Vodafone, powiedzieli mi, że mam 2 tygodnie na spłacenie zaległego rachunku, założyli mi konto w firmie zajmującej się ściąganiem długów. Konsultantka w słuchawce powiedziała mi, że mam do uregulowania kwotę w wysokości - £419. Po 10 minutowej rozmowie, opieprzu jaki ode mnie dostała, usunęła mnie z ich serwisu i zablokowała wszelkie działania na 10 dni i odłożyła sprawę do rozwiązania pomiędzy klientem - mną, a firmą - Vodafonem. 

W piątek idę uregulować rachunek, biorę to jako lekcję na przyszłość. Zanim cokolwiek podpiszę, przeczytam dokument 3 razy. Nigdy nie można zostawiać takich spraw na potem, chociaż mimo szybszego działania i tak nie sądzę, że udałoby mi się coś zdziałać. Jestem stratny mega dużej ilości kasy, ale są gorsze sytuację, ludzie tracą czasem domy. 

Końcem końców, to tylko pieniądze. Lekcja - droga, ale na całe życie. 

Jeszcze jedno, dla tych, którzy mogą mieć kiedykolwiek kontakt z Vodafonem - NIGDY nie bierzcie nic z tej firmy. Dowiedziałem się, że naciągnęli na takie rzeczy wielu, wielu ludzi i nie raz klienci walczyli z nimi w sądzie. Ja na to nie mam czasu, ani siły.






Lekcja 2.
"Wszyscy mamy swoje anioły, są one naszymi opiekunami. Ale nie walczą za nas, przypominają nam, że to nasze zadanie..." tak brzmi jeden z moich ulubionych cytatów filmowych... Coś w nim jest.

Po przeprowadzce zacząłem pracować w jeszcze gorszym miejscu niż poprzednio. Straciłem swoje managerskie obowiązki oraz poszanowanie dla mojej pracy. Trafiłem na najbardziej ruchliwe miejsce, z największą liczbą klientów i... najgorszą asystentką managerki, jaka by się mogła przytrafić. 

Prowadziłem poprzednio dwa inne sklepy, jako pomoc managera, zawsze w sympatycznej i przyjemnej atmosferze, trafiłem do piekła... Do miejsca, w którym pracownik nie może odezwać się do pracownika, nie ma mowy o żadnym uśmiechu, nie wspominając o wyluzowaniu. Wypowiedzenie daję za 2 tygodnie i opuszczam to miejsce, jednak nie obyło się bez ogromnych walk pomiędzy mną, a asystentką managerki - głównej przyczynie zaistniej w pracy atmosferze. Stałem się ofiarą mobbingu w pracy. 

60 letnia Serbka, która zarządza na sklepie, w dzielnicy gdzie główną ludnością są ludzie z Indii, Azji, podporządkowała sobie całą grupę żeńskich pracownic, które we własnej kulturze pozbawione są głosu i buntu. Chociaż pracuję już w tym miejscu 2 miesiące do dzisiaj chodzi za mną i mówi, że przez 7 godzin pracy mogę napić się wody tylko raz jak mam przerwę, że nie mam odzywać się do innych pracowników, że napiszę na mnie skargę do head officu itd. Mimo, że za każdym razem mówię jej, że ma się zamknąć i do mnie nie odzywać i co jeszcze robi, proszę pisać na mnie skargę, ja zaraz napiszę na nią jeżeli chce tak grać, wciąż próbuje. Testuję chyba moją cierpliwość, chociaż dalej - czasem zastanawiam się, skąd w niej tyle nienawiści i braku szacunku dla drugiego człowieka. 

Odchodzę z tego miejsca za 2 tygodnie i jestem w trakcie pisania listu do head office`u, przy pomocy osoby, pracującej dla urzędu broniącego praw pracownika. Nie będzie mnie już w tym miejscu, ale może dzięki temu zostanie wszczęte śledztwo w jej sprawie i ludzie w tym miejscu uwolnią się od jej tyrani. 

W ostatni czwartek robiłem zmianę 7 godzinną w tym miejscu i pracowałem znów z nią, oczywiście doszło do walki pomiędzy nami jak w każdy, wspólny "shift", jednak zmęczyła mnie psychicznie, tak, że z pracy wróciłem jakbym dopiero co przebiegł maraton. 

W piątek i sobotę zostałem wysłany do innej dzielnicy, poprowadzić sklep, bo manager tamtejszy zachorował i musiałem wziąć zmiany 12h w piątek oraz 12h w sobotę. Po tej długiej piątkowej zmianie wracałem do domu ponad godzinę w przeludnionym autobusie, zasypiałem na siedząco, mdliło mnie, czytałem informację o kolejnym zamachu terrorystycznym w Paryżu, o zamkniętych w hotelu zakładnikach... 

W autobusie darły się azjatyckie dzieci, wchodząca do autobusu opatulona od stóp do głów kobieta zrobiła kierowcy awanturę, bo nie chciał wpuścić jej koleżanki, która nie miała biletu - staliśmy kolejne 5 minut. Moja irytacja i zmęczenie miejscem, w którym aktualnie byłem sięgała zenitu... 

15 minut od mojego domu wsiadła do autobusu dziwna pakistańska (tamtejsze rejony) staruszka ... ubrana w różowy płaszcz, różowe spodnie i buty tego samego koloru. W myślach prosiłem, aby tylko koło mnie nie usiadła... Usiadła. Spojrzała na mnie i szczerze się uśmiechnęła mówiąc - " Strasznie długo na Was czekałam, bardzo długo jechaliście". " Korek był " - odburknąłem... Spojrzała mi w oczy i zaczęła opowiadać, że codziennie jeździ tym autobusem i dziwne jej się to wydawało, że tak długo musi czekać, myślała, że coś się stało. Nie miałem dłużej siły rozmyślać jak bardzo irytuję mnie ta ludność, jak bardzo jestem zmęczony, oddałem się słuchaniu jej starego, spokojnego głosu. Kolejny przystanek - wychodząca kobieta przypadkowo zahaczyła siedzącą obok mnie kobietę i przeprosiła... Moja towarzyszka spojrzała się na mnie, wybuchnęła śmiechem i powiedziała : "widziałeś?! Wystawiłam nogę na przejściu, gdzie powinnam ją trzymać przy sobie, to była moja wina, że mnie szturchnęła, a ta mnie jeszcze przeprosiła! Życie jest za krótkie, żeby przejmować się takimi błahostkami!". Ta dziwna, "ciapacka" staruszka ubrana w różowy płaszcz sprawiła, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech, po czym wysiadła.

You Might Also Like

5 komentarze

  1. Kto to taki śliczny? Modelke mam na myśli :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow podziwiam że jeszcze masz siłę walki, nie zazdroszcze ale mega mocno trzymam kciuki żeby wszystko wyszło na prostą. Jednak nie spieszy mi sie do wyprowadzki z domu rodzinnego.. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz lepsze te wpisy. Wiem, że się powtarzam hah. Mnie zawsze dopada taka chadra na zimę, to pieprzone fatum, ale trzeba sobie radzić. Nawet czasem ciapaki są w stanie wywołać uśmiech na naszej twarzy, wiem co mówię ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Post z ust mi wyjales. Podziwiam Cie, ze potrafisz w tym zimowym angielskim syfie znalezc cos pozytywnego, bo jak ja zostaje w Londynie przez cala zime to choruje na depresje. Jeszcze niedawno nie zgadzalam sie z Toba, ze w Polsce jest duzo lepiej, podobalo mi sie tutaj, wszystko wydawalo sie takie kolorowe. Jednak teraz po 5 latach, czegos zaczelo brakowac I na prawde zapragnelam wrocic do Polski, dziwnym trafem wszyscy znajomi z PL zaczeli pisac z dnia na dzien, patrzylam na zdjecia I czytalam jak zyja codziennoscia....tak jak ja kiedys. Co wydawalo mi sie nudne, teraz jest skarbem nie do zdobycia, co jeszcze bardziej przytlacza. Ostatnim czasem kompletnie stracilam wiare w ludzi I sytuacje w Anglii, najgorsze zaczelo sie po rozpoczeciu A2 w nowej szkole... 6th form byla taka latwa, a teraz lipa. Jednak glowna irytacje poczulam na poczatku czerwca, wykonujac tysiace telefonow do ubezpieczalni samochodowej po stluczce, nie z mojej winy. Te numery 0300? jesli dobrze pamietam teraz zmienione na 0800, sa tragiczne, przez pierwszy tydzien dzwonienia skasowalo mnie £43, potem kolejne dwa miesiace, a rachunek za telefon £243. Kazali dzwonic co dziennie po 7 razy, kazdy nic nie wiedzial I wpajali ze nic im nie mowilam. Samo zabranie zamochodu do naprawy zajelo im poltora miesiaca, gdzie 3 razy dawali mi inna firme wyporzyczalni, gdzie rowniez telefon zaczynal sie 0300. Jako tako Vodafone nie uzywam bo poczytalam ciekawe opinie na ich temat, ale szczerze mowiac w Londynie ciezko o cos dobrego, na poczatku mialam z virgin media internet, mieli dobre stawki za dobra pamiec itd. Jednak dodzwonienie sie do nich I zalatwianie to masakra, jedni mowia ze czegos nie da sie zamatowac, drudzy ze da. Obecnie place za szybkosc 100mgb, a dostaje zaledwie 30. Slyszalam ze najlepsze sa ze Sky albo Three, jednak nie sprawdzalam.
    Jednakze czuje Twoj bol, sama wiem jaka tragedia jest w busach, zwlaszcza kiedy studenci z high school wracaja, ludzie gadaja na siebie, a ci co nie powinni wyglaszaja swoje racje. No niestety takie realia Londynu. Ciesze sie, ze chociaz ta Polska szkola na Isleworth daje mi troche wspomnien.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja od swojego szefa, będąc na praktykach zawodowych, usłyszałem, że nie życzy sobie odpowiedzi "nie umiem", bo mam być specjalistą. Do tego dorzucił coś w stylu "jeśli pójdziesz do lekarza, to oczekujesz pomocy, a nie odpowiedzi "nie umiem" ". Szkoda tylko, że nie pomyślał, że idąc do lekarza, idzie się do lekarza, a nie 18-latka na medycznej praktyce zawodowej. A podpisywanie umów już swoją drogą.

    Co Ty tam w ogóle robisz w takim razie? Jakieś młodzieńcze marzenie, żeby wynieść się do Londynu, którego teraz żałujesz?

    OdpowiedzUsuń